środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 2

Obudziłam się wcześnie rano. Rozglądając się po pokoju zauważyłam, że jestem sama. Podniosłam się z łóżka i poczułam ból. No tak, dostałam w twarz. Trzymając się za głowę wstałam i sprawdziłam pozostałe pokoje. Puste. Max mnie zostawił w jakimś domku w środku lasu, ale fajnie.
- Doigra się tego - powiedziałam pod nosem
Nagle zauważyłam kartkę wbitą szpilką w boazerię. Zerwałam ją urywając jedną literkę.
- Oops.. Kochanie, przykro mi, że tak wyszło. Mam nadzieję, że poradzisz sobie beze mnie, zresztą jak zawsze. Na etażerce obok łóżka leżą kluczyki. Jedź ostrożnie, ja mam do załatwienia parę spraw. Max - przeczytałam
Pokiwałam z uznaniem głową i wypuściłam kawałek papieru z ręki. Przeczesałam włosy, do moich czarnych rurek i białej bokserki założyłam czerwoną bluzę, o której Max najwyraźniej zapomniał i wyszłam na dwór. Stojąc przed tym okropnym domem nie spodziewałam się czegoś niezwykłego. Myliłam się. Wróciłam do środka do kluczyki i z uśmiechem założyłam swój kask. Wsiadłam na czarną yamahę r1 i wyjechałam z lasu.
Gdy jechałam po mieście, każdy spoglądał w moją stronę co sprowadzało jeszcze większy uśmiech na moją twarz. Mijając kolejne przecznice czułam się sobą. Odkąd roztrzaskałam swój motor na jakimś bmw m3 wszyscy musieli mnie podwozić, a tego nienawidziłam. Wolę sama czuć pod dłońmi kierownicę i wciskać gaz. Objeżdżając miasto dookoła zjechałam na parking starej fabryki. To właśnie tam znajduje się Hideout. Zeszłam z motoru, zdjęłam kask i od razu znajoma mi para rąk objęła mnie w ramionach.
- Max? - spytałam zaskoczona - Wszystko ok?
- Miałaś być tutaj półtorej godziny temu! - przeczesał włosy dłonią
- Uspokój się...
- Nie! - podszedł do mnie - Nie mogłaś odebrać telefonu?!
- Nie dzwoniłeś...
- Dzwoniłem! Martwiłem się! Myślałem, że znowu... Że tym razem...
- Max! - krzyknął Victor, który akurat wyszedł z budynku - Mógłbyś przestać się na nią wydzierać i iść do Hideout? James coś ma
- James coś ma, czy coś, a raczej ktoś ma Jamesa? - wtrąciłam i zostałam spiorunowana wzrokiem - Ok, nic już nie mówię...
Zapadła chwilowa cisza, po czym Max pobiegł do, jak przypuszczam, Jamesa dowiedzieć się gdzie się znowu włamał. James to nasz spec od komputera. Zna się dosłownie na wszystkim z tej dziedziny. Włamuje się na konta bankowe, monitoring, komputery policji i wiele innych bajerów. Victor przeważnie jest mózgiem operacji. Zajmuje się planowaniem, by później stanąć na czele naszej ekipy.
- Co Ci się stało? - spytał chwytając mój podbródek i oglądając moje podbite oko
- Wypadek przy pracy, nic takiego - wymusiłam uśmiech
- Jesteś pewna?
- Tak, wszystko dobrze
- W takim razie chodźmy
Idąc do Hideout nie wiedziałam czego się spodziewać. Żadna z dziewczyn mnie tam nie trawiła, więc po moim "powrocie" miałam wątpliwości.
- Nie przejmuj się nimi - dodał jeszcze Victor i otworzył ciężkie stalowe drzwi
Wszystkie spojrzenia padły na naszą dwójkę.
- Cześć - przywitałam się cicho
Ku mojemu zdziwieniu chłopacy mi odpowiedzieli, a nawet wydawali się być zaskoczeni jednocześnie ciesząc się z mojego powrotu. Odkąd roztrzaskałam mój motor, spędziłam prawie miesiąc w tym okropnym lesie. Podejrzewam, że gdyby James nie był w tej chwili zajęty prezentowaniem ekipie czegoś ważnego, podszedłby do mnie i przytulił, jak zawsze.
- Becky... - jedna z dziewczyn wstała z niewygodnej kanapy, jednej z wielu w Hideout - Wróciłaś.
- Jak widać - uśmiechnęłam się lekko
Na chwilę nastała cisza. Po tym czasie podeszła do mnie i po prostu mnie przytuliła. Zawahałam się, lecz po chwili również ją objęłam.
- Jak dobrze jest mieć Cię z powrotem, Becky
- Ciebie też miło widzieć, Sky
Kątem oka zauważyłam, jak Diamond i London krzywo się na mnie spojrzały. Pewnie teraz znienawidzą Sky za to, że ucieszyła się w jakiś sposób z tego, że wróciłam. Po chwili spostrzegłam, że ukryta za filarem, obok stalowego stołu, na którym zwykle szykowana była broń na jakąś akcję, stoi lekko uśmiechnięta Lemon. Wtedy otworzyły się kolejne ciężkie drzwi i na lekkim podeście na hali pojawili się Martin i Max. Sky szybko uciekła do Lemon zanim zauważyli, a ja wpatrywałam się w Victora pełna podejrzeń.
- Będzie dobrze, mała - zapewnił mnie i poklepując po plecach podszedł do nich nie zauważając mojego uśmiechu.
Rozejrzałam się jeszcze po pomieszczeniu po czym podeszłam do jednego ze stalowych stołów, na którym dostrzegłam jakiś duży kawałek papieru.
- Co to? - spytałam zdezorientowana
- Nie Twoja sprawa! - wrzasnęła Diamond na co poczułam nieprzyjemne ukłucie w brzuchu
- Cindy! - skarcił ją Victor
- Nie po nazwisku, Moon - spojrzała na niego gniewnie - Ja się stąd wynoszę
- Diamond, nie teraz kiedy mamy plany do omówienia, Becky dopiero wróciła...
- Właśnie! - przerwała mu - Becky to Becky tamto! Co z tego, że wróciła!? Może nie wszystkim na tym zależało tak bardzo jak Tobie!? Ten miesiąc bez niej był taki... wspaniały, cudowny, perfekcyjny, idealny! Zawsze kiedy uczestniczy w akcjach coś musi się spieprzyć!
- Diamond czekaj! - zawołałam, ale tylko mnie zmierzyła
Suka...
- Daj jej spokój, musi odsapnąć świeżym powietrzem - szepnął Victor
- Jasne, nic się nie stało - wymusiłam kolejny uśmiech
Max przygryzł dolną wargę i objął mnie ramieniem.
- Gotowa na wtajemniczenie do tajemniczego planu? - spytał z uśmiechem.
- Jak zawsze - również się uśmiechnęłam

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 1

- Przygotuj w końcu tą jebaną broń! - krzyknął ktoś za mną, w kominiarce
- Przecież szykuję! - odkrzyknęłam prawie płacząc i ładując magazynek
- Pospiesz się! Nie mam tyle czasu!
- Daj jej spokój! - usłyszałam Maxa i zwolniłam ruchy powoli podnosząc głowę - Ma dopiero 16 lat, nie może robić wszystkiego!
- Zamknij się. - zamaskowany mężczyzna z nożem podszedł bliżej niego - Skoro Ty siedziałeś w tym od dzieciństwa, ona może naładować ten gówniany pistolet!
- Masz! Proszę! Skończyłam! - wstałam i patrząc w ziemię, wyciągnęłam dłoń z bronią przed siebie.
- No - powiedział łagodnie, udając miłego - O to chodziło.
- Widzisz? Wcale nie jest taka zła. - Max uśmiechnął się do mnie delikatnie, czego nie mogłam odwzajemnić.
Mężczyzna w kominiarce odwrócił wzrok ode mnie, zabrał naładowaną broń i spojrzał na Maxa. Trzymał pistolet mocno, skierował go w ziemię, ale w każdej chwili mógł go zwrócić w stronę mojego chłopaka. To właśnie on mnie wciągnął w to wszystko. Zabijanie na zlecenie wcale nie jest takie łatwe i pieniądze nie zawsze są w tak dużych ilościach.
Moje serce zabiło szybciej. W moich oczach widoczne było jedno. Strach. Jeśli on postrzeli Maxa, ja nie będę mu już potrzebna, mnie również zabije. Jeśli postrzeli Maxa, stracę chłopaka, którego kocham już na zawsze. Jeśli go postrzeli, mam przerąbane.
Podniósł powoli broń, lecz zwrócił ją w stronę okna.
- Pytał Cię ktoś o zdanie? - wyszeptał do Maxa. Nie brzmiało to miło - Pod tym domem - również nazywanym jedną, wielką ruiną - stoją cztery radiowozy.
Gwałtownie spojrzałam na zakurzone szyby. Kłamstwo. Nikogo tam nie było. Gwar z lasu wypełnił pomieszczenie. Nagle wsłuchałam się w szelest liści, dźwięki wydawane przez sowę i cokolwiek co chodziło i łamało głośno gałęzie. Na oknie pojawiła się szybko przemieszczająca czerwona kropeczka. Chwilę później kolejna i jeszcze jedna. Zdałam sobie sprawę, że właściwie nie wiem o co chodzi. Zdezorientowanie.
- Co Ty kombinujesz? - spytał zdziwiony Max
- Wy załatwiacie chłopaka, mnie nie zgarnia policja.
- Myślisz, że to takie łatwe...
Podejrzewam, że we wściekłości twarz mu poczerwieniała. Skierował broń na Maxa. To czego się najbardziej obawiałam.
- Musi być, bo inaczej...
Nie pozwoliłam mu dokończyć. Chwyciłam go za rękę, chcąc zdjąć Maxa z celownika. Okazało się to błędem. Mężczyzna odepchnął mnie i potrącił łokciem w oko. Upadłam na ziemię, czując ból na twarzy i plecach.
- Uważaj! - krzyknął Max i podbiegł do mnie - Mogłeś zrobić jej krzywdę.
Pomógł mi usiąść i odgarnął włosy z twarzy. Zdjął dłoń z mojego oka oglądając je z każdej strony.
- Mogło być gorzej.. - szepnął w końcu.
Wstał i podszedł do kolesia w kominiarce.
- Zrobię co chcesz, ale jej w to nie mieszaj.
Nieznajomy się zaśmiał.
- Dobrze, więc podeślę Ci dane jutro o dziesiątej.
- Niech będzie.
Nie mówiąc nic więcej opuścił ten rozwalający się dom. Po chwili zniknęły też czerwone kropki z okna i usłyszałam oddalające się kroki. Jeśli mam tak dalej żyć, to ja dziękuję od razu.
- Wszystko okej?
Max wziął mnie na ręce i zaniósł do niewielkiego salonu po czym położył na kanapie.
- Tak, tylko trochę boli - wymusiłam uśmiech.
- Tak myślałem - zaśmiał się z lekką chrypą.
- Śmieszy Cię to, że mnie uderzył?
- Nie! Skąd! Tylko zabawnie wyglądasz z fioletowym okiem
- Jesteś idiotą
- Dzięki skarbie
Uśmiechnął się i przyniósł jakąś szmatkę, którą zanurzając w lodowatej wodzie przyłożył do mojego policzka.
- Lepiej nie wracaj z tym do domu - zapewnił
- Nie mam zamiaru. Poza tym jest środek nocy.
- Ehh... racja.
Po godzinie z moim okiem nic się nie zmieniło... no może jego kolor. Już nie było fioletowe, raczej malinowe.
- Idź spać. - powiedział Max
- A Ty?
- Spokojnie - uśmiechnął się całując mnie w czoło - Zasnę chwilę po Tobie.
Uśmiechnęłam się i odwróciłam do niego tyłem.
- Kocham Cię, Becky.
Usłyszałam chwilę po tym, jak zamknęłam oczy. To dziwne, rzadko mówi mi, że mnie kocha. Nic nie odpowiadając, zasnęłam.